Perspektywa Chucka
Zegar wskazywał godzinę 10:40. Za pięć minut zadzwonić miał dzwonek na przerwę. Wbrew woli, mój wzrok wędrował w stronę Lany. Wczoraj wszyscy próbowali się do niej dodzwonić. Mi udało się dopiero za szóstym razem. Powiedziała że nic się nie stało tylko musiała szybko wyjść. Teraz siedziała, patrzyła w okno i bawiła się ołówkiem. Kiedy w końcu odwróciła wzrok od okna zobaczyła że na nią patrzę. Na jej twarzy zobaczyłem szybki uśmiech. Nauczycielka zaczęła wymieniać zadania które mieliśmy zrobić w domu więc musiałem przestać na nią patrzeć. Dopiero dziś uświadomiłem sobie że jest bardzo ładna. Jej orzechowe oczy wydały mi się jakby błyszczące. Lana zawsze ubierała się w ubrania w których wyglądała pięknie. Dziś ubrana była w różową koszulę i czarne skórzane spodnie. W końcu zadzwonił dzwonek.
- Hej, Lana.- przywitałem się z dziewczyną.
- Hej.- uśmiechnęła się.- Przepraszam że wczoraj nie odbierałam ale byłam zajęta.
- Nic się nie stało. Czy na pewno wszystko w porządku?
- Tak. Po prostu Amanda... nie zawsze była z wami szczera... Muszę iść.
Lana zniknęła zanim zdążyłem coś powiedzieć. Widać było że coś ukrywała. Postanowiłem napisać do wszystkich żeby się spotkać. Odpowiedzieli od razu, nawet Lana. Umówiliśmy się do restauracji na ósmą. Zamiast iść na dodatkowe zajęcia poszedłem do domu. Gdy już tam dotarłem moja siostra i rodzice kłócili się.
- Co się z tobą dzieje?!- moja matka była wściekła.
- O co wam chodzi?!- Clara próbowała się bronić.- Kocham go!
- Dziecko, on cię nie kocha! On cię tylko wykorzysta!
Ojciec siedział na kanapie i pocierał ręką czoło. Milczał. Wiedziałem o co chodziło. Clara była zakochana w jakimś dwudziestolatku. Rodzice nie pozwalali jej na ten związek bo sama miała czternaście lat. Oczywiście, ja byłem po stronie rodziców. Ona mnie za to nienawidziła. Ale prawda była taka że moja siostra odkąd go poznała jest inna. Pogorszyła się w ocenach, włamała się do domu nauczycielki nie wiadomo dlaczego. Nikomu nawet przez myśl nie przeszło że ten chłopak naprawdę się w niej zakochał. Clara była niska i niezbyt chuda. Miała krótkie, blond włosy które zawsze były związane w nieforemną kitkę. Nigdy nie miałem wątpliwości że moja siostra nie mogła spodobać żadnemu chłopakowi. Dla niej ideałem była jej przyjaciółka Liv. Ona była piękna, odważna i śmiała a co za tym idzie bezczelna i chamska. W tej chwili pomyślałem o Amandzie. Była bardzo podobna do Liv, Tylko że ona potrafiła to ukryć. Nikt inny tego nie widział. Może oprócz Lany. Ona z tego co wiem często kłóciła się z A. Cała szkoła o tym wiedziała. Niestety nikt nigdy nie poznał powodów tych kłótni.
Siedziałem w kuchni dwie godziny, przysłuchując się kłótni rodziców i mojej siostry. Mimo upływu czasu ich kłótnia cały czas trwała. Nikt chyba nawet nie zobaczył że wróciłem. W końcu zdałem sobie sprawę że trzeba się zbierać. Andy, Christian, Lucy i Lana już pewnie na mnie czekali. Szedłem ulicami Nowego Yorku przypominając sobie miejsca w których byłem z Amandą. Było ich całkiem dużo. Po dwudziestu minutach dotarłem na miejsce. Lucy i Christian siedzieli przy jednym ze stolików pięcioosobowych. Dziewczyna wpatrywała się w chłopaka gdy nie patrzył, a gdy już na nią spojrzał ona odwracała wzrok. Po chwili doszedł do nich Andy który poszedł złożyć zamówienie. Brakowało tylko Lany. Spojrzałem na telefon. Miałem nieodebranego smsa.
- Nie mogę przyjść. Przepraszam. Lana.
- Chuck!
Głos Christiana powstrzymał mnie od przeczytania wiadomości po raz piąty. Wszedłem do kawiarni i usiadłem przy stoliku.
- Dostałeś sms od Lany?- zapytała mnie Lucy.
- Tak. Dlaczego odwołała spotkanie?
- Nie wiem ale to dziwne. Najpierw bez słowa wychodzi i a teraz nie przychodzi w ogóle.- Christian był zaniepokojony.
- Może ona po prostu nie chce się z nami spotykać.- zaproponowała nieśmiało Lucy.- Co myślicie?
- Gdyby tak było powiedziały by to nam prosto w twarz.- powiedziałem.
- Może ktoś z nią porozmawia?- zaproponował Christian.
- Może,,, Chodźmy razem?
Wszyscy przystali na tę propozycję. Wyszliśmy z kawiarni i kierowaliśmy się w kierunku jej domu.
Przez cały nasz pobyt w kawiarni Andy nie odezwał się ani słowem.To było dziwne.
Perspektywa Christiana
Chuck, Lucy, Andy i ja, szliśmy ulicami Nowego Yorku. Od domu Lany, dzieliły nas dwie ulice. Chuck i ja rozmawialiśmy o dziewczynie. Lana zawsze była odważna. To ona postawiła się dyrektorowi, gdy chciał wyrzucić niektórych ze szkoły. Wśród nich byłem ja. Dlatego od tego czasu... uwielbiam ją. Ona była taka piękna. Wszyscy tak o niej mówili. Mówili o jej pięknych orzechowo-brązowych oczach na które można było patrzeć bez końca, o jej szczupłej sylwetce, pięknych włosach itp. Gdy dała szansę jakiemuś chłopakowi był on najpopularniejszy w całej szkole. Natomiast gdy ona go porzucała wszyscy go nienawidzili. Nie da się ukryć że Lana mi się podobała. Gdy przechodziła korytarzem mój wzrok wędrował za nią aż stracił ją z pola widzenia. Od roku próbowałem jej się przypodobać. Czytałem książki ale ona tego nie zauważała, słuchałem Justina Biebera. Niestety w tej kwestii też mi się nie udało bo go nie słuchała. Po prostu podsłuchałem jak ktoś mówi że lubi go ale okazało się że chodziło o Lucy Steyling.
W końcu doszliśmy do jej domu. Była to mała willa. Dom miał jedno piętro i parter. Pomalowany był na piękny brązowy kolor który jak wszyscy uważali, był znakiem rozpoznawczym rodziny McCartney. Ogródek tego domu był zadbany. W tej chwili pracował przy nim ogrodnik. Był to stary, siwy staruszek który patrzył na rośliny z troską i jakby współczuciem. Weszliśmy po drewnianych schodkach i zadzwoniliśmy do drzwi.
- Słucham?
Z domu wyszła kobieta. Była niesamowicie podobna do Lany. Rysy twarzy, kolor oczu i włosów był po prostu identyczny. Pani McCartney powiedziała że Lana nie wróciła jeszcze do domu. Zapytała nas czy chcemy na nią poczekać ale odmówiliśmy. Wobec tego skierowaliśmy się w stronę parku. Park o tej porze roku nie wyglądał zachęcająco. Wszystkie liście opuściły już drzewa. Teraz leżały na ziemi, wyschnięte na wiór. Staw położony w głębi parku stracił cały swój urok. Miejsce krystalicznie, czystej wody, zajęły błoto i szlam. W lato, kiedy było tu jeszcze pięknie, Amanda i ja przychodziliśmy tutaj. Długo rozmawialiśmy, śmialiśmy się. To właśnie w takich momentach A, wydawała się jeszcze bardziej idealna, niż zazwyczaj. Słuchała cię godzinami, pocieszała, dawała życiowe rady i przytaczała cytaty ze swoich ulubionych książek. Mimo że rzadko czytała. W jej biblioteczce na honorowym miejscu, znajdowała się ,,Lolita''. Za każdym razem mówiła że chciałaby aby historia z tej książki przydarzyła się jej ( oczywiście bez części w której Lolita umiera!).
Gdy dotarliśmy do parku i zajęliśmy miejsca na ławkach, ogarnęła nas całkowita cisza. Nikt się nie odzywał. Chyba wszyscy mieli nadzieję że za chwilę pojawi się Lana. Przy wszystkich naszych spotkaniach, to ona najwięcej mówiła. Próbowała załagodzić sytuację w jakiej postawiła nas Amanda. Przychodziło jej to z łatwością, w końcu nie od dziś było wiadomo,że Lana McCartney to dusza towarzystwa.
Perspektywa Andyego
Mimo wielu prób, nie udało nam się dodzwonić do Lany. Wszyscy zgodnie postanowiliśmy, iść do domów. No, może nie do końca zgodnie. Lucy chciała jak najdłużej zostać w parku. To właśnie był temat który ja i Chuck podjęliśmy, wracając razem.
- Lucy,naprawdę dziwnie się zachowuje.- zacząłem temat.
- Prawda. Ale chyba oboje wiemy o co chodzi. Christian!
- Racja. Myślisz że zakochała się w nim?- zapytałem.
- Oczywiście! To już chyba rok od kiedy się mu przymila. Chodzi za nim, zaczepia i wścieka się jak widzi go z inną,
-Wow. Nie wiedziałem że tak dobrze się w tym orientujesz.
- Tak szczerze to Amanda mi o tym mówiła.- Chuck wyjął telefon i zaczął się nim bawić.- Ona zawsze wiedziała o wszystkim, pierwsza.
- Tak, to prawda.
Rozstaliśmy się przy skrzyżowaniu ulic prowadzących do naszych domów. Ja i Chuck mieszkaliśmy dziesięć ulic od siebie. Jego dom widziałem codziennie, podczas biegania. Za każdym razem gdy zapraszałem A do biegania razem ze mną, ona kończyła stojąc przy jego domu pytając czy Chuch zechce pobiegać z nimi. Zawsze mówił że jest zajęty. Trzeba było wiedzieć, że A nie tolerowała słowa ,,nie''. Słyszała je tak rzadko, że można było uznać że zapomniała jego znaczenia. Jedyne ,,nie'' jakie tolerowała należało do Lany.
Gdy dotarłem do mojego domu, mimo woli westchnąłem. Spojrzałem kolejno na każde okno. Światło paliło się tylko w salonie. Oznaczało to tylko jedno, moi rodzice i brat postanowili zrobić rodzinną kolację. Tak, mój brat. Mój starszy, idealny, próżny i przystojny brat, Daniel. Rodzice wprost go ubóstwiali. W końcu to on, jeździł konno, znał biegle sześć języków, dostał się do Oxfordu i wiele, wiele innych rzeczy. Mój kochany braciszek, miał tylko jedną wadę. Był kobieciarzem. Kiedyś wściekłem się na niego tak że Amanda powiedziała że,, Nie może na mnie patrzeć''. Postanowiła zapoznać się z moim bratem. On, kompletny idiota podobno się w niej zakochał. A ona kiedy wyznał jej miłość, wyśmiała go i powiedziała że jest idiotą i debilem który nie jest jej godny.
Nagle nie wiadomo skąd pojawił się we mnie ogromny gniew. Kopnąłem krzesło leżące na werandzie tak że wylądowało w ogródku i pobiegłem z powrotem w stronę parku. Nie zamierzałem siedzieć sobie na tej ich rodzinnej kolacyjce. One zawsze wyglądały tak samo. Daniel, gotował najsmaczniejsze potrawy jakie znał ten świat, rodzice nie mogli się go nachwalić, a ja siedziałem gdzieś z boku nie zauważony. A przecież dawałem z siebie absolutnie wszystko! Byłem przewodniczącym klasy, należałem do kółka teatralnego, matematycznego i językowego, miałem najlepsze stopnie w całej szkole i pracowałem w wolontariacie! To i tak nie wystarczało...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz